Potrzebujemy, żeby coś nas odpychało, po to, by co innego miało siłę nas przyciągnąć. Jednego nie ma bez drugiego. Ale wstręt mógł też iść w parze z rodzajem fascynacji. Od razu, równolegle. Włosy umieszczone w nienaturalnym kontekście często wiązały te dwa porządki. Znalezione w żołądkach zwierząt kłębki włosowe uchodziły za talizmany. Miały moc. Nie tylko wywoływania mdłości.
I jeszcze okoliczności obrzydzania się kostką do wróżenia. W kulturze romskiej takie zawiniątka z włosów i kości, rzekomo znalezione u właścicieli odwiedzanych przez niektóre Romki domów, miały być podrzuconym przedmiotem sprowadzającym na daną rodzinę nieszczęście. Remedium na to fatum było jedno: wyniesienie z domu tego przeklętego ohydztwa, na które właśnie Państwo patrzą. Jakby zmartwienie też było jedno, wbrew słynnemu ustępowi z Anny Kareniny Lwa Tołstoja, który głosi, że: „Wszystkie szczęśliwe rodziny są do siebie podobne, każda nieszczęśliwa rodzina jest nieszczęśliwa na swój sposób”.
Ale tym razem miałam nie mówić o nieszczęśliwych rodzinach, przyspieszmy zatem. Proszę za mną, tędy, przez śliskie korytarze sali obrzydliwości.