Radość kobiety, od niechcenia, bez wymuszonego uśmiechu. Bachantki słyną z nieskrępowanej sensualności. A ta konkretna, wyrzeźbiona z ciężkiego brązu, owinęła tylko biodra luźnym materiałem, ponownie – od niechcenia. A potem uniosła ręce. W prawej kielich, w lewej gałąź winorośli. Lekko. Bo teraz będzie lżej, poczujemy trochę jej radości. Jej twarz, jej uśmiechnięte oczy, piersi i dłonie. Swobodne, dzikie, zmysłowe.
A przecież radość wydaje się emocją najmniej „od niechcenia”. Dążymy do niej, chcemy czuć jej więcej, częściej, mocniej. Tyle że tak czuć się jej nie da. Przymus przeżywania radości od razu ją neguje. A wewnętrzne nakazy: bądź żywa, radosna, korzystaj, przeżywaj, enjoy! – zabierają całą przyjemność i beztroskę. Więc tak, radość pojawia się mimochodem, tak jak bachantka mimochodem otworzyła nam drzwi do muzeum szczęśliwości.