„Co oznaczają skróty na tym portrecie?” – ktoś pyta. „T.E.” to „dowolna interpretacja psychologiczna, według intuicji firmy”. Portrecista-psycholog dostrzega stan na dłuższą metę wyczerpujący, gniewny. Ale dziewczynka jeszcze nie jest zbyt zmęczona, żeby czuć uczucia. A „p.p.c.” znaczy „prawie po ciemku”. Zmierzch. Dziewczynka pozuje i się wścieka.
Chciałabym zwrócić Państwa uwagę na podobieństwa obu portretów. Jedna brew jak Mały Durny Szczyt, druga też uniesiona, ale nieco mniej, brew – Giewont. Oczy otwarte, wytężone, wpatrzone. Policzki i broda wypełnione trującym powietrzem. Usta zaciśnięte. I cielesność ta sama, przedzierająca, prześwity nieświadomości.
I jeszcze: wpatrując się w ten portret, jak i poprzedni, mam wrażenie, że oprócz gniewu jest w nim uwodzenie. A czy może być coś groźniejszego niż synchroniczne kuszenie i złoszczenie się?
Kobiecy gniew skojarzono z histerią. Ruch, gesty, mimika, pozy histeryczki – to wszystko, co męskie spojrzenie będzie próbowało okiełznać, a co jest niczym innym niż językiem. Protojęzykiem. Bo poprzez ciało nabrzmiałe od gniewu histeryczka przekazuje to, co nie może zostać zwerbalizowane. Oto pierwszy stopień feminizmu. Jednak ten obraz nie jest autoportretem, nie jest opowieścią kobiety, dziewczyny, dziewczynki o jej własnym gniewie. To mężczyzna, twórca obrysowuje histerię, his-story, jego historię, swoją historię męskiego lęku.
Córeczko, pokaż panu paluszek gniewu.